Sunday, November 23, 2008

Snow!

The whole city was mine. I walked through it and the snow was falling,falling, falling. Oh, just marvellous. Cold? Wind? Nevermind - it wass all so full of charm. Just let it snow, let it snow! I could dwell upon this subject endlessly- childhood memories, symbolics and so on. But it is not the point. I mean, that's it - "in life, beautiful are only moments" as sung Rysiek Riedl. So I've been walking, enjoing the moment and in the end with mouth full of wind reciting fragments of this poem:

Piosenka dla zapowietrzonego

Cudownie jest:
Powietrze jest!
Dwie ręce mam,
Dwie nogi mam!

W chlebaku chleb,
Do chleba ser,
Do picia deszcz.
-------------------------
-------------------------
Nadchodzi noc
I zimno z nią.
Mam ręce dwie,
Obejmę się.

Ukryję się,
Utulę się
We własną sierść.
-------------------------
-------------------------
Daleko świt,
Nie widać nic.
Dwie nogi mam,
Dojdziemy tam.

Szczekają psy!
Fruwają mgły!
Niech pani śpi!
-------------------------
-------------------------
Powietrze jest:
Cudownie jest!

Edward Stachura



Thus I officially admit that I'm incurably ill on Stachura.
Unfortunatelly, there is very, very little of Sted's works translated into English. I may write this blog in English, but I still live in Polish language. Eh.

Saturday, November 22, 2008

Bridge Mirabeau

My little jotter fell from a shelf straight into my hands. So I started to skim this ream of paper, ream full of thoughts and memories. Preservation of bygone summer, the marvellous one.
Appolinaire "Pod mostem Mirabeau", just a line sketched hastily across a page.
And then I was so very in a little village of Tirano; full of sun and peace.
Our customary lunch in the middle of it- on a marketplace bench, just next to church.
E's declamation of this poem. I liked it so much! Before my mind's eyes I see clearly all this setting.
What is like Travelling!

Here original text and translations:)

Thursday, November 20, 2008

Fotoplastikon

Warszawa, na pierwszy rzut oka tak szara i ponura, posiada jednak sporo urokliwych miejsc, bardzo często ukrytych.

Dla mnie jednym z nich jest Fotoplastikon. Założony ok.1905r, jest obecnie jedynym takim obiektem na świecie zacho­wanym in situ, czyli w swoim pierwotnym miejscu. Kolejne pokolenia widzów znikają w bramie kamienicy przy Alejach Jerozolimskich 51, która to sama już wprowadza w klimat miejsca. Klimat podniszczonych dawnych świetności, które mimo tego wciąż emanują urokiem. Spójrzcie tylko na umieszczony w centrum podwórza rzygacz. Potem wystarczy przejść jeszcze tylko kilka kroków, by móc odnaleźć czas miniony na barwnych trójwymiarowych fotografiach...


ZBIGNIEW HERBERT

FOTOPLASTIKON

Wielka brązowa beczka, w którą leją z góry błękit paryski, srebro arabskie, zieleń angielską. Dodają jeszcze szczyptę różu indyjskiego i mieszają wielką chochlą. Gęsta ciecz wycieka przez szpary, a ludzie, którzy obsiedli beczkę jak muchy, zlizują łapczywie kropla po kropli. Ale nie trwa to długo, niestety. Tramwaj, ironiczny transatlantyk, dzwoni na marzycieli.

Wednesday, November 19, 2008

November rain

23:23-nice hour
I just returned from SKG meeting. Today there were slides from the US work&travel trip of a one guy: lake Tahoe, Sierra Nevada mouintains and San Francisco, yeah. At the end "Stop and stare" stong which is still clanging in my head.
I started to consider going to such programme, of course.

My hair are totally wet. I enjoyed this walk back trough the city in november rain. Romantic? Very Kerouac-on-the-road alike? I have a rare feeling of unity. But GNR song reminds me "nothin' lasts forever (...)And it's hard to hold a candle/In the cold November rain" with so touchy Slash's guitar solo.
I know, I know this deeply.