Saturday, May 8, 2010

Matura, matura...

Wracając z Białorusi, przy wjeździe do Warszawy zauważyłam, że tak, kwitną kasztany! W tym roku trzymam kciuki za Dagę!
Będąc w domu, zajrzałam do notatnika sprzed trzech lat, próbując przypomnieć sobie coś nie coś, co ja sama porabiałam trzy lata temu. W głowie zostało mi bowiem tylko kilka "migawek":
Obłędnie kwitnące kasztany w Cam; sale w których pisałam poszczególne ezgaminy; mój ciemnozielony lakier na paznokciach (jak mi to się podobało, że nie musiałam przychodzić na egzaminy na galowo!), pożegnanie z sorką od polskiego i od hiszpańskiego. Ostateczny wyjazd....
W notatniku sporo stresu. Ale też świadectwa życzliwości wielu ludzi, rodziny, przyjaciół,nauczycieli- zwłaszcza mr Deana od chemii.. (cudny nauczyciel).
Jejku jej, jak to dawno było! Lecz do dziś uważam, że zdanie IB, choć ze średnim wynikiem jest jednym z największych moich życiowych osiągnięć.
A teraz przede mną licencjat i pytanie co dalej: Finlandia, Hiszpania, Warszawa a może znów Wielka Brytania...?

1 comment:

Celt Petrus said...

Jakże mnie to niesamowicie cieszy, że nareszcie mogę tu u Ciebie komentować swobodnie! ;)) Pozdrawiam i oczekuję kolejnych wpisów...i kolejnej rozmowy :o)